Wydaje mi się, że jeszcze żadne pokolenie nie miało tak trudno z wychowywaniem dzieci jak my mamy. I tu nie chodzi o rozwój techniki, o dostępność różnych rzeczy, których nasi przodkowie nie mieli, a o świadomość, którą my dzisiaj mamy co do wychowania dzieci, co do tego, w jaki sposób odnajdujemy się w naszej rzeczywistości.
Mamy świadomość tego, że robiąc pewne rzeczy, mówiąc w pewien sposób dla naszych dzieci, możemy im zrobić krzywdę bądź dodać skrzydeł. Natomiast mamy również świadomość tego, w jaki sposób my byliśmy wychowani i jak wychowani byli nasi rodzice. Więc świadomość nie do końca zawsze idzie z naszymi umiejętnościami wyrażenia albo zaprzestania odgrywania tego, co czego zostaliśmy nauczeni w dzieciństwie, albo powielania wzorców wychowania, sposobu wychowania, jaki robili na nas rodzice. Czasami to nie miało nic wspólnego z ze świadomością, a raczej odtwarzaniem pewnych pewnych sytuacji.
Więc tak jest trudno, bo z jednej strony mamy świadomość, a umiejętności jeszcze nie do końca i mam nadzieję, że nasze dzieci już będą miały te umiejętności edukowania, wychowywania dzieci swoich po nowemu zupełnie z tą lekkością i bez tych traum, które my jeszcze dźwigamy po poprzednich pokoleniach, po naszych rodzicach, po dziadkach, po doświadczeniach związanych z przemocą fizyczną, psychiczną i każdą inną, która jest po prostu odgrywana nieświadomie. Z automatu, w wychowaniu naszych dzieciaków.